
Poniższy tekst nie jest stuprocentową receptą na to jak połączyć uczłowieczoną papugą z inną. Jest to relacja z tego jak udało mi się tego dokonać z – według mnie – trudnym przypadkiem, nimfą, która ponad 10 lat była sama i człowieka uważała za swojego partnera, a siebie za członka stada – rodziny. Papuga była na tyle przyzwyczajona, że chodziłem z nią na spacery po dworze, bez przycinania lotek, lub innych zabiegów, ale to już temat na oddzielny artykuł.
Zacznę od tego, że Franka kupiłem kiedy skończyłem 3 klasę podstawówki, więc 3 lata do szóstej klasy + 3 lata gimnazjum + 3 lata liceum + 4,5 roku studiów do chwili obecnej (zima 2010) daje 13 lat z hakiem no i jakis czas zanim paput znalazł się w sklepie. Przez ten czas wydawało mi się, że ptak w pełni się uczłowieczył, zachowywał się, jakby zupełnie zapomniał o prawdziwych korzeniach, był członkiem rodziny.
Każdy kto ma bardzo oswojoną nimfę, dobrze wie co to znaczy – papuga stara się być stale z człowiekiem, żąda jego kontaktu, co potrafi okazywać nawet agresją, może siedzieć całymi dniami na ramieniu czy głowie, koniecznie musi jeść to co właściciel, a drapanie po główce najlepiej jakby nigdy się nie kończyło. Bywa to sympatyczne, ale w znacznie większej mierze jest to męczące i baaardzo nudne. I przede wszystkim jest to niekomfortowe dla samego ptaka, gdyż człowiek mimo najlepszych chęci, nigdy nie będzie w stanie zaspokoić wszystkich jego społecznych potrzeb.
Mając to co napisałem wyżej na względzie, uznałem, że warto by było podjąć próbę sparowania Franka z inną nimfą. Główną obawą był wiek mojego pupila. To, że większość życia spędził z człowiekiem odstraszało mnie. Jednak podjąłem się tego zadania. Zaznaczam, że moje działania różniły się od zalecanych zazwyczaj przy łączeniu nie znających się papug, ale na szczęście poskutkowały.
Odosobnienie.
Główną przyczyną tego, że podjąłem się ostatecznie resocjalizacji Franka, był fakt, że reagował na swoje odbicie w lustrze. Wyśpiewywał do niego (jeśli je gdzieś dostrzegł, w klatce oczywiście nie było lusterka), zalecał się, więc uznałem to za pewien pozytyw, wskazujący że chociaż wygląd nimfy budzi w nim jakieś emocje. Pierwszą częścią mojego planu było „osamotnienie” samczyka. Nie jest to na pewno przyjemne ani dla samej papugi, ani dla właściciela, więc podczas procesu resocjalizacji najlepiej wyzbyć się zbyt emocjonalnego stosunku do papugi i traktować ją, jak i inne - przedmiotowo.
Franek został zamknięty w swojej klatce, postawiony w kącie pokoju, a kontakt z nim ograniczony do wymiany pokarmu i wody. Nimfa nawoływała długo, strasznie zabiegała o jakikolwiek kontakt, ale go nie otrzymywała. Po jakimś czasie, musiała dać upust swoim emocjom i zaczęła zalecać się do martwych przedmiotów typu karmniki, kłosy. I o ten efekt chodziło. Miałem zamiar tak osamotnić papugę, by jakikolwiek kontakt był dla niej szczytem pragnień – i w związku z tym, by po wprowadzeniu drugiej nimfy akceptacja pojawiła się od razu.
Połączenie.
Przy łączeniu papug zaleca się aby klatki obydwu ptaków stały początkowo obok siebie, by zwierzaki stopniowo poznawały się, oswajały ze swoją obecnością, potem spotykały na wspólnych lotach, by wreszcie wrócić razem do jednej klatki i żyć w zgodzie i miłości. A tam - Franek był za długo sam, by bawić się w coś takiego, zwłaszcza, że może zdarzyć się, że drugiej nimfy nigdy nie zaakceptuje, a wtedy próby łączenia mogą ciągnąć się w nieskończoność.
Franek poznawał partnerki/partnerów metodą szokową, nie widział ich wcześniej ani one jego i od razu były puszczone razem. Założenie było takie – albo uczucie pojawia się od razu, albo nie i wtedy szukamy nowej nimfy, która zauroczy moją papugę w jednej chwili (tutaj też trzeba postępować przedmiotowo, bo nie jest to miłe, by co chwilę kupować nową papugę, przywiązywać się i następnie ją sprzedawać).
Pierwszą nimfą, którą poznał Franek był młodziutki standardowy samczyk. Miałem możliwość trzymania go przez pewien okres czasu, więc uznałem go za idealnego „testera” dla mojej papugi. I przy nim, moja metoda okazała się strzałem w dziesiątkę. Franek od razu po ujrzeniu przybysza, zaczął wyśpiewywać wszystkie znane mu piosenki, gwizdać przybyszowi wprost do zakrytego piórami ucha. Gość z początku zdawał się przytłoczony cała sytuacją, ale z dnia na dzień coraz bardziej akceptował natarczywe próby zakumplowania się, i po kilku dniach nawzajem z Frankiem czyścili sobie pióra, wspólnie wyjadali dziury w ścianie. Mile zaskoczony po jakimś czasie oddałem samczyka, wierząc, że kiedy teraz kupię następną papugę, mój paput bez problemu ją zaakceptuje. (Nie jest to słuszne posunięcie, i do niego nie zachęcam – jeśli papuga już raz zaakceptuje drugą najlepiej zostawić sytuację „jak jest”. Zdaje tutaj jedynie relacje z moich prób, a to posunięcie uważam za błędne akurat)
Tak się jednak nie stało. Następne dwie nimfy (była to zarówno samiczka jak i samczyk), nie wzbudziły we Franku większych emocji. Czasem coś podśpiewywał, ale szybko tracił zapał i papugi były traktowane jako ruchome elementy otoczenia. Więc i one zniknęły z mojego domu, ja zaś uznałem że coś co na pewno poruszy Franka to seks, więc wziąłem się za poszukiwania dorosłej samiczki.
I ten pomysł również wypalił. Trafiła do mnie pięcioletnia samiczka albino, którą moja nimfa „pokochała” od pierwszego wejrzenia – z wzajemnością. Papuga była dojrzała i wiedziała jak reaguje się na samcze zaloty, zawsze nadstawiając się do kopulacji - co tylko cementowało ptasi związek. Kiedy wydawało się, że wszystko pięknie się ułoży , ze moja papuga znalazła swoją miłość, którą mocno pokochała, ta rozbiła się o ścianę. Szczegóły wypadku pominę, jednak zakończył się on śmiertelnie.
Pech to pech, trzeba było nadal szukać partnerki.
Franek, następnej samiczki, wprawdzie młodej ale zawsze płci przeciwnej, nie zaakceptował. Uznałem, że być może trzeba poszukać następnego albinosa, bo wszak taką papugę moja nimfa wybrała sobie na partnerkę i może efekt wizualny odniesie sukces? Tak się jednak nie stało, młody samczyk albino okazał się niewypałem (chociaż on sam bardzo mocno zalecał się do Franka) i koniec końców wylądował u Hebi
Szczęśliwy finał
Następna i ostatnia była cynamonowa perłowa samiczka, która znosiła samotnie jaja. Dostałem ją od pewnych sympatycznych państwa. Franek nie od razu ją polubił, ale i tak relatywnie szybko. Ptakom zaczęło zbierać się na amory, i wyszukiwały sobie dziupli po różnych miejscach w pokoju, co było ostatecznym i wielkim sukcesem. Więc w końcu zawisła w klatce budka, by całkowicie scementować związek i dać „wyżyć” się samiczce którą szalenie ciągnęło do lęgów. Pojawiły się jajka, co zaskoczeniem nie było, zaskoczeniem było to, że okazały się zapłodnione. Wykluły się dwa dzieciaki, jednak pierwszy padł nie karmiony po 1-1,5 dnia, i bałem się że może to spotkać następnego, bo płodność płodnością, ale Franek być może nie ma instynktu do karmienia, więc szykowałem się na ręczne. Ale szczęściem, drugi pisklak rośnie.
W chwili obecnej dzieciak wygląda z budki i na dniach powinien wyfrunąć. Miłość między parką kwitnie, wszystko robią razem, i chociaż Franek ma dosyć egoistyczny i niełatwy charakter, ptaki często wzajemnie się czyszczą i darzą uczuciem. Mój samczyk okazał się także naprawdę dobrym ojcem, troszczy się o pisklę, nie przejawia ku niemu żadnych oznak agresji, piórek mu nie wyskubuje, a każdego człowieka, który zbytnio zbliży się w obręb budki czeka spotkanie z jego dziobem.
Jest to dla mnie osobisty sukces, Franek ponad 10 lat był sam, nie dawał opuścić siebie na chwilę, a teraz nie dość że ma partnerkę to udało mu się odbyć w wieku 14 lat udane lęgi. Uważam że na połączenie papug nigdy nie musi być za późno, trzeba tylko wybrać odpowiednią metodę.